Dziecko w chorobie
Przez ostatnie dwa tygodnie zmagamy się z ogromnym katarem. Młoda jest już praktycznie zdrowa jednak Kruszynka przez wzgląd na wiek, radzi sobie nieco gorzej. Jej "wychodzenie" z choroby trwa nieco dłużej. Zanim choroba się rozwinęła i trzeba było iść do lekarza, zastanawiałam się czy możemy wychodzić na spacer czy nie. Znalazłam bardzo pomocny mi w tym artykuł, którą treść potwierdził potem lekarz. http://www.sosrodzice.pl/czy-z-chorym-dzieckiem-mozna-isc-na-spacer/
Zawsze temat chorych dzieci wydaje mi się kontrowersyjny. I pod względem wypowiadania się i zachowywania. Nie jestem zwolennikiem bycia "ciocią dobrą radą", bo sama nie lubię jak ktoś mi się wtrąca, aczkolwiek przyjmuję każdą krytykę i podpowiedź. Obserwuję jednak tendencję dwóch strategii. Rodzice dzieci albo przeginają w stronę nadopiekuńczości albo w stronę bezmyślności. Rodzice nadopiekuńczy chuchają na swoje dziecko, podają leki na wyrost czy nie wychodzą przy najmniejszym katarze z domu. Ci którzy są skrajnie nieodpowiedzialni przychodzą ze swoim dzieckiem do innych dzieci tłumacząc, że skoro bierze już antybiotyk to nie zaraża lub też gdy kaszle czy ma gorączkę samemu leczą wysyłając jednocześnie do przedszkola.
Ja nie mówię, że jestem idealną matką ale nie trzeba być wielkim filozofem by widzieć, że zachowania powyżej przeze mnie opisane są niewłaściwe. Skoro dajesz dziecku leki przeciwgorączkowe non stop bo może będzie zaraz chore, to nie bądź zdziwiony, że w momencie choroby te leki nie działają bo dziecko najnormalniej w świecie uodporniło się na nie. Jeśli Twoje dziecko dostało antybiotyk od lekarza to zamiast łazić po ludziach i ich zarażać, zostań w domu i daj się dziecku wyleżeć. A jeśli Twoje dziecko kaszle to nie czekaj aż się rozwinie infekcja do zapalenia płuc, tylko idź z nim do lekarza.
Przepraszam Was, że dzisiaj tak ostro, jednak nie jestem w stanie ostatnio pohamować emocji w tym temacie. A zachowanie niektórych rodziców sprawia, że opadają mi ręce. Nie mówię, że jestem idealną matką, bo nigdy jakoś nie chuchałam na swoje dzieci. Moje mama się śmieje, że u Nas jest „zimny chów” i w sumie się z nią z tym stwierdzeniem zgodzę. Nigdy nie przegrzewałam dziewczynek a nie bieganie do lekarza z każdym katarem jest dla mnie typowe. Jednak gdy do ostatniego kataru doszedł kaszel i to bardzo niepokojący kaszel od razu poszłam do lekarza. Okazało się, że Młoda przez ostry katar dostała kaszlu. Robiliśmy wszystko co się da aby Kruszynka się nie zaraziła bo wiadomo z takim maluszkiem ciężej się to przechodzi. Niestety nie udało się i Kruszynka została zarażona. Staram się nie panikować i nastawić pozytywnie w takich przypadkach. W poniedziałek poszliśmy do lekarza i decyzją Pani doktor mieliśmy wrócić na kontrolę w środę by zdecydować czy dostaniemy antybiotyk czy nie. Stosowałam się do zaleceń lekarza, w tym również do spacerów. Na spacerze ewidentnie Kruszynka była najbardziej zadowolona bo nos jej się odtykał od nadmiaru kataru. Udało się. Obyło się bez antybiotyku lecz doleczamy się w domu. Pierwszym pytaniem mojej mamy na informację, że dziewczynki są chore a dokładniej Kruszynka, brzmiało: „Kiedy przywieziesz mi Młodą? Dobrze żeby się wykurowała do końca i nie zaraziła od Kruszynki” ja bez zastanowienia odmówiłam. Wiecie czemu? I co za każdym razem jak któraś z nich będzie chora, będę wywoziła je do rodziców? A co będzie jak Młoda pójdzie do żłobka? Wtedy na pewno nie poradzimy sobie z zarazkami od innych dzieci. Wychodzę z założenia, że jak teraz złapie trochę zarazków to nic jej się nie stanie. Jak się nie zarazi to super. Jak się zarazi to będziemy sobie radzić. I suma summarum wyszło bardzo fajnie bo Młoda wyleczyła się i dzisiaj jest praktycznie zdrowa. Wiem, może mieliśmy dużo szczęścia ale nie wyobrażam sobie by wywozić dziecko za każdym razem jak ktoś z Nas będzie chory. Wydaje mi się, że podchodzenie w ten sposób do sprawy nie jest bardzo złe. Młoda skończyła w marcu dwa lata. Ani razu nam nie chorowała. Tak wiem jak to brzmi i może jest niewiarygodne ale tak właśnie jest. Jedyną chorobą przez nią przebytą było zapalenie spojówek, które okazało się uczuleniem na słońce. Sam lekarz był zaskoczony i musiałam trzy razy powtarzać, że przyszłam bo nie wiedziałam co mam zrobić, bo kaszle a nigdy nie chorowała.
Myślę, że jako rodzice sami uczymy się tego, jak być dobrym rodzicem. Jakim rodzicem byśmy nie byli to dla Naszych dzieci będziemy najlepszymi rodzicami pod słońcem. Nikt nie da im tyle miłości co my. Tylko czasem z tej miłości spójrzmy na niektóre rzeczy chłodno i nie róbmy dziecku krzywdy a zadbajmy o jego zdrowie.
A.
Mój smyk też teraz choruje, z nosa się leje i jeszcze lekko kaszle. Lekarz zaleciła inhalacje ale synek jak tylko widzi nebulizator to od razu ucieka. O tyle dobrze że daje sobie chociaż plecki oklepywać, staram się robić to zaraz po przebudzeniu i potem za kazdym razem jak mu syrop podam. Najgorsze były noce, ale na szczęście dicotuss baby który mu podaje można też podawać na wieczór i w nocy więc jak zaczęliśmy leczenie to udaje się nam jakoś wyspać :)
OdpowiedzUsuńU nas podobnie podczas inhalacji i też dziewczynki nie lubią. Wczoraj jednak Kruszynka z wielkim katarem i chyba po prostu ze zmęczenia podczas inhalacji zasnęła:) A ten lek o którym piszesz jest właśnie na katar? To jakiś spray?
UsuńDicotuss to syropek. W dodatku fajny w smaku więc nie ma wojny żeby podac ;)
OdpowiedzUsuń