Rodzinny weekend
To długo wyczekiwany przeze mnie weekend. Od bardzo dawna nie mamy nic zaplanowanego. Czy to spotkań czy uroczystości rodzinnych. Stało się też tak, że każdy z Nas jest podziębiony a co za tym idzie jeszcze bardziej jesteśmy skazani na swoje towarzystwo:)
Pierwszy raz od bardzo dawna spotkaliśmy się przy stole i w spokoju, nigdzie nie goniąc, zjedliśmy śniadanie. Stwierdziłam, że musi to być Nasza tradycja. Na początku może tradycja sobotnio-niedzielna. Potem, gdy Młoda pójdzie do przedszkola, stanie się tradycją również w tygodniu. To wspaniały czas, który spędzamy razem. Strasznie mi to dodało sił i skrzydeł. Nie jestem wypoczęta. Nie oszukujmy się, nie dość że jestem wykończona to dodatkowo złapało mnie przeziębienie. Jednak takie wspólne chwile dodają mi energii nie do opisania. W końcu miałam czas zrobić takie śniadanie, gdzie każdy sobie znajdzie coś dla siebie. Wycisnęłam sok z marchewki i jabłka. T. mógł zjeść swój ukochany boczek z jajkiem sadzonym a Młoda jadła wszystko co na co miała ochotę a co znajdowało się na stole. Miała szeroką gamę wyboru.
W końcu też miałam okazję by w pełni wykorzystać czas z Młodą. W tygodniu bywa różnie bo staram się dzielić siebie na Młodą i Kruszynkę. Tak by żadna nie poczuła się pominięta czy zepchnięta na dalszy plan. Dziś jednak było inaczej. Piekłyśmy z Młodą pierwszą partię pierników. Przy samej zabawie nauczyła się kilku nowych słów jak: upiec, piekarnik, ciasto, piernik, wałek i gorące. Wcześniej mówiła jedynie "go" co znaczyło gorące. Strasznie lubię spędzać z nią czas w kuchni. Nie dość, że jest to moja pasja to dodatkowo spędzamy czas jak Matka z córką i poprzez zabawę uczymy się. Myślę, że taka zabawa daje więcej jak wałkowanie z dzieckiem tych samych książeczek po sto razy.
Miałam też czas by bez wyrzutów sumienia, że coś czy kogoś zaniedbuję, poprzytulać się do Kruszynki. Kocham ten stan gdy czuję jej buzię na swoim ciele. Uwielbiam wsłuchiwać się w jej oddech i łapać każdą taką chwilę. Serce się raduje:)
Nie obyło się niestety bez histerii i krzyków gdy Młoda miała zbierać wieczorem zabawki. Przez 30 minut zbierała puzzle rozrzucając je czy rzucając nimi we mnie. Potem kolejne 20 minut T. usiłował wytłumaczyć jej, że za takie zachowanie powinna Nas przeprosić. I wiecie co? T. został przez Młodą przeproszony jednak jeśli chodzi o mnie to niestety nie doczekałam się. Wolała pójść spać niż mnie przeprosić. To było przykre zakończenie sobotniego wieczoru. Siedziało to we mnie cały wieczór, że wolała podjąć taką decyzję. Wiem, że teraz będzie coraz ciężej bo dorasta i kiedyś usłyszę też od niej jako nastolatki "nienawidzę Cię Mamo". To będzie strasznie ale to strasznie przykre - dzisiaj to do mnie dotarło.
Zastanawialiśmy się potem, czy nie mamy względem niej zbyt dużych oczekiwań. Jednak z mojego punktu widzenia nie ma w tym nic złego, że prosimy ją by posprzątała przed snem zabawki. Rozumiem, że gdyby tego nie umiała, to mogłaby być taka histeria. Jednak jest tego nauczona od małego i doskonale wie, że to codzienny wieczorny rytuał poprzedzający pójście spać.
Niedzielny poranek zrekompensował mi przykre wydarzenia dnia poprzedniego. Młoda przeprosiła z samego rana, trzymała za rękę cały poranek gdy bawiła się przy Naszym łóżku i przede wszystkim przytulała przez większą część dnia. Dzisiaj zabawki zostały posprzątane bez problemów, histerii czy niepotrzebnych nerwów.
Kocham T. i swoje dzieci.
A.
Oj u nas podobnie...W końcu wytchnienie, takich chwil naprawdę potrzeba.
OdpowiedzUsuń